Głuchołazy – tam udaliśmy się z Kamieńca Ząbkowickiego. Miejsce niby nam dobrze znane, a zupełnie inne, nie festiwalowe.
Przy Amorku siedziały rodziny z dziećmi, a z parku dobiegała cisza. Znamy inne Głuchołazy. Kiedy odwiedzamy Amorek podczas Festiwalu Kropka w trzecim tygodniu lipca, brak tu miejsca do siedzenia, dookoła turyści i ogólnie wrzawa. A teraz cichutko, spokojnie i leniwie.
Ale my mieliśmy plan: chcieliśmy przejść Szlak złotych górników. Pogoda była złociście jesienna, zalane słońcem liście szurały nam pod nogami. Wyznaczonymi szlakami poszliśmy dalej.
Z zaciekawieniem ruszyliśmy traktem spacerowym nad rzeką, by po kilku chwilach skręcić w las. Oznakowanie trasy było równie niejasne, co nader interesujące. Na drzewach były namalowane muszelki (parsknęliśmy śmiechem uświadamiając sobie, że poprzedniego wieczoru byliśmy na koncercie Grupy Na Swoim).
Szliśmy pod górę, coraz wyżej i wyżej, ścieżka co kawałek się kończyła, by po chwili znów wyłonić się w niespodziewanym miejscu. Po dłuższym czasie trafiliśmy na przypadkowych przechodniów, którzy wskazali nam drogę. Istotnie – z dwóch proponowanych tras wybraliśmy trzecią. W końcu dotarliśmy do kapliczki Św. Anny na Górze Chrobrego inaczej zwaną Górą Parkową .
Kapliczka niestety była zamknięta, ale samo otoczenie nas zauroczyło. Ja oczywiście nie byłabym sobą, gdybym spontanicznie nie wspięła się na skały poniżej kapliczki. Do tego udało nam się załapać na fotkę niemal z sesji ślubnej. Schodząc minęliśmy wieżę widokową, która od dawna podobno jest w remoncie.
Zmęczeni, ale szczęśliwi i wybiegani jak stadko dzieci wróciliśmy wieczorem do domu, robiąc po drodze jeszcze dwa przystanki. Kolejny fantastyczny weekend pełen przygód za nami. Żegnamy Głuchołazy, ale nie na długo, czeka nas jeszcze wyprawa do schroniska pod Biskupią Kopą i na samą Kopę. Poniżej widok na Kopę Biskupią.